Naczepił
ją
na
ulicy
i
zaczął
zawracać
głowę,
że
ją
zna,
że
ją
widział
w
Galilei
pod
drzewem
figowem.
Że
to
był
wieczór
z
muzyką,
która
z
ziemi
szła
i
z
niebiosów,
i
z
kwiatami
-
że
wtedy
-
mówi
-
stałaś
pod
figą
z
tymi
opuszczonymi
rączkami.
Miałaś
-
mówi
-
tylko
skórę
na
biodra,
a
na
ramieniu
gołąb
i
motyl,
a
noc
zaręczała
się
modra
z
księżycem,
pierścieniem
złotym.
I
tak
jej
głowę
zawracał
może
z
dziesięć
minut
bez
mała,
ale
ona
nagle
wsiadła
w
tramwaj
i
odjechała,
i
odjechała.
Więc
dopędził
ją
gdzieś
na
placu,
gdzie
był
król
z
mieczem
na
rumaku,
i
znowu
mówi:
-
Znam
ciebie
i
twoje
klatki
pełne
ptaków.
Jeszcze
zanim
byłaś
w
tym
mieście,
już
wiedziałem,
gdzie
byłaś
przedtem,
to
ja
przecież
zgubiłem
twój
pierścień
i
znalazłem,
i
z
pierścieniem
jestem.
I
kostki
nóg
twych
znam
tak
dokładnie,
i
twoje
ptaki
oswojone
-
pomyśl,
jak
by
to
było
ładnie,
gdybyś
mi
chciała
być
za
żonę.
Oburzyła
się
na
to
dziewczyna
i
powiada:
-
Pań
się
zapomina!
A
tu
nagle
śnieg
zaczął
padać
i
zgubili
drogę
oboje,
więc
jej
zaczął
coś
tłumaczyć
i
przekładać,
a
ona
mówiła:
-Ja
się
boję.
A
on
ciągle
pokazywał
pierścień
i
na
śnieg
krzyczał,
i
wołał.
Pełni
śniegu
dotarli
wreszcie
do
ze
świecami
kościoła.
Tam
było
cicho
i
bezpiecznie,
więc
się
ucałowali
serdecznie.
|