~
Kominek
~
Daleko od zgiełku miasta,
wiejska posiadłość.
Drewniany salon.
Gospodyni krzątająca się za kontuarem,
pan gospodarz doglądający przybytku
w zagrodzie...
A za oknem jesień.
Kryształowy zapach leśnego powietrza
i muzyka cykających świerszczy w sitowiu.
To był niezapomniany dzień.
Długo siedziałem w fotelu,
zasłuchany w trzaskające drwa kominka,
zapatrzony bez reszty
w ciemnozłote jęzory płomieni...
Ze dworu napływała szaruga
przedwczesnego zmroku.
W jej orzeźwiającym oddechu
rozchełstane myśli
doznawały kojącego spokoju.
Odnajdywały dla siebie
chwile wytchnienia i ciszę.
W takiej ciszy - pomyślałem
- trzaskające w kominku polana
są jak idylliczna muzyka.
Są jak serenada kochanków
o łagodnych, czystych duszach.
Powlekając sinym dymem
niespisane ich myśli
- muzyka ta usypia je tak samo,
jak troskliwa matka nad kołyską - dziecię.
Lecz dla zmęczonych kochanków
muzyka płomieni z kominka jest inna:
ma posmak czarnej kawy,
dla której nie starcza czasu,
by ją ledwie powąchać.
Jest kolorem migoczącej świecy,
wątłej, gubiącej ogniki w szarym mroku ołtarzy.
Nie jest nawet zapachem płonącego drewna,
a tylko poszumem,
który pierzchając kominem
szybuje z wiatrem w krainy nieznane.
Jest li więc ich mirażem,
którego szary rysunek do reszty rozpłynął się
i w ostatnim powiewie nadziei usnął?
Nie wiem...
Wiem jednak:
ważne, aby dbać o płomień w kominku,
bo niedoglądany gaśnie.
Milknie wtedy muzyka
trzaskających, iskrzących drew, czernieje żar
- a salon z miękkim fotelem obok kominka
pokryje mrok głuchej nocy i chłód.
Dorzućmy drewna do kominka!
Janusz
Niżyński
|