Nim
przywalił
cię
matuchno zimny
kamień
i ostatnią
drogę dzwon
wydzwonił
Anioł
śmierci
zamyślony
stał przy
bramie
gdy
wchodziłaś,
to
żałobnie
głowę
skłonił
Wiatr cmentarny
milczał w
ostach zadumany
kruki ścichły
klepsydrami na
topolach
Dębowymi
liśćmi
świat
opakowany
rozłożył
dywany w
jesiennych
kolorach
Popłynęłaś
białym
kwieciem
pośród
nieba
nad aleją
pustą
krzyżomiasta
Ustawiły
się w
kondukcie nagie
drzewa
wypatrując
gwiazdy, co jak
świeczka
zgasła
Sam
zostałem
teraz; -
głuchy,
ślepy,
niemy
czując jeno
łomot
zbolałego
serca
Nie
dosięgam
niebios, nie
dotykam ziemi
Twojej twarzy
szukam w
rozłożonych
wieńcach
|