Anioł z walizką

O poezji elegijnej Eligiusza Dymowskiego OFM

I

      Znamienna jest okładka do tych wierszy zaprojektowana przez Małgorzatę Marszalik - Znojek. Na pierwszym planie drabina, mająca wyraźne powiązanie z drabiną Jakubową, po której wchodzili i schodzili aniołowie we śnie Jakuba. Drabina przystawiona do nieba, do Boga zamarkowanego w tradycyjnym, starotestamentowym obłoku. Drabina - bezpośredni łącznik teraźniejszości z wiecznością, symbol transcendencji odrywającej człowieka zanurzonego w ziemskiej egzystencji, zanurzonego w mule ziemskich spraw po szyję. Ale ta drabina jest pusta. Nikt na nią nie schodzi i nikt na nią nie wchodzi, jak to ma miejsce we śnie biblijnego Jakuba z Księgi Rodzaju (28, 11-17). Obraz aniołów wstępujących i zstępujących powtarza się także w Ewangelii św. Jana (J 1, 51). Ma to być symbolem życia ziemskiego Jezusa jako Mesjasza.

      Drabina na okładce zbioru wierszy o. Eligiusza Dymowskiego nie prezentuje aniołów, dotyka wprawdzie bezpośrednio nieba, ale nie Niebo przyciąga, tylko Ziemia. I to bardzo. Usytuowani u stóp drabiny trzej mężczyźni i kobieta swoim zachowaniem manifestują to bardzo mocno: jeden mężczyzna odwraca się od drabiny zdecydowanie, podobnie kobieta. Dwóch innych patrzy na drabinę: jeden z bliska, drugi w pewnym oddaleniu. Zanurzeni w mule egzystencji ziemskiej nie mają siły oderwać się od przyciągania Ziemi, ale ślą ku drabinie tęskne spojrzenie. Ten z bliska, w którym mamy prawo domyślać się osoby samego autora wierszy, odwrócony demostracyjnie od kobiety, wznosi głowę i śle ku drabinie wzrok, w którym tęsknota za inną formą egzystencji, egzystencji uduchowionej, oczyszczonej ze zmysłowości i fascynacji cielesnej przebija wyraźnie. Tęsknota połączona z nadzieją, że w pewnym momencie ten zryw się uda, że ta tęsknota znajdzie swoje spełnienie.

      Sugestywność wymowy tego obrazu uderza niezwykle, wymowa nie może budzić wątpliwości. Jest komunikatywna, wyrazista i trafia aż do bólu. Doskonale oddaje nastrój i melodykę zawartych tam wierszy.

      Zbiór wierszy o. Eligiusza Dymowskiego nosi nazwę „Tęsknota do bezimienności”, co znów sugeruje pragnienie autora do ukrycia swojej tożsamości, zakamuflowania swojego prawdziwego „ja”, zamaskowania wewnętrznych stanów psychiki, zasłonięcia ich prawdy przed przypadkowym odbiorcą, obojętnie ustosunkowanym czytelnikiem. Wtedy te wiersze i chyba taka jest ich właściwa funkcja - nie byłyby niczym innym jak tylko refleksjami autokonfesji, zabiegiem psychoterapeutycznym, mającym osobistą potrzebę wypowiedzi, zakładającej wewnętrzną katharsis duchową autora. Trudno bowiem przypuścić - jak to sugeruje w Posłowiu Marian Kisiel - żeby literalnie rzecz przyjmując - tytuł ten wyrażałby pragnienie poety do osiągnięcia anonimatu, zaakceptowania wątpliwej wartości „systemu jakości odpersonalizowanych, zatracenia tego, co indywidualne, swoiste, konkretne, przeżywane z najwyższym natężeniem zmysłów i myśli”.

      Sądzę, że tytułowy wiersz zbioru potwierdza moje stanowisko:

                        Dotykam ziemi

                        a niebo nad głową

                        upadam

                        podnoszę w bólu

                        nici słabości

                        ja 

                        zwany  o s o b ą

 

      Zbiór „Tęsknota do bezimienności” zawiera wiersze z trzech tomów poetyckich: „W cieniu drzew” (1988); „Wołanie głębin” (1990); „Krople nadziei” (1992), a także 23 utwory zatytułowane ogólnie „Wiersze rozproszone”.

      Tom „W cieniu drzew” jest pierwszym opublikowanym zbiorkiem poetyckim Eligiusza Dymowskiego. Już w tym zbiorze wysuwa się na czoło problematyka cierpienia. Nie jest ona jeszcze tak wyeksponowana, ukazana jaskrawo i wyraziście jak w dalszych zbiorach. Stanowi raczej zapowiedź, poetycką uwerturę do „golgoty” ludzkiego serca. Na podstawie zamieszczonych wierszy (a jest ich tylko osiem - niestety!), trudno wyrokować bezbłędnie o całej tonacji zbioru.

      Postawie człowieczej pychy czy wyniosłości przeciwstawione są drzewa, które prezentują modlitewną pokorę w ciszy i milczeniu. Milczenie połączone jest z lękiem. Autor w ten sposób zdaje się zaznaczać, że ortodoksyjny stosunek do Boga musi być oparty na strachu. Bóg - to Tajemnica, co budzi zachwyt i wyzwala drżenie (Misterium tremendum i fascinans). Dlatego:

                        drzewa:

                        milczą

                        jakby bały się słów

                        słychać jak oddychają lękliwym drżeniem liści

                                                                                    (W mroku ciszy)

 

      Temat modlitwy pojawia się jeszcze kilkakrotnie. Tym razem jest to modlitwa człowieka, nie wolna od świadomości cierpienia. Trzeba powiedzieć mocniej: to cierpienie wywołuje podmiot modlący się, który w modlitewne przeżycie wpisuje prawie „masochistyczną” tęsknotę:

               niechaj ognia żarem pali je Twa ręka

                                                                                                 (Modlitwa)

               ukrzyżuj mnie - proszę

                                                   (Modlitwa artysty)

      Nawet percepcja sztuki, kontemplacja pięknej muzyki, łączy się w zachwycie bólem. Uczucie szczęścia musi przekreślać ostra linia cierpienia.

 

               I uniesiony w swym serca zachwycie

               Jakobyś krzyż swój wystawił na wieki

                                                                  (Słuchając Musorgskiego)

      Znamienne jest również motto na początku zbioru. Autorką jego jest słynna Emily Dickinson (1830-1886), która w lapidarnych epigramatach podejmuje motywy cierpienia i śmierci. Jej twórczość, manifestująca tony eschatologiczne w nurcie transcendentnej orientacji, bliska jest z pewnością autorowi tomiku „W cieniu drzew”.

      Motto to brzmi:

               Dowiem się w końcu dlaczego - u kresu

               Czasu, gdy skończę już pytać, dlaczego:

               Chrystus wyjaśni wtedy każdą z udręk

               W świetlistej klasie, którą będzie niebo.

      Motywem głównym, choć ukrytym, dla obojga autorów, staje się nadzieja. Ona jedyna jest predystynowana do wyjaśnienia alogicznych i absurdalnych wydarzeń, które niesie z sobą codzienny trud życia.

      Nadzieja również staje się dominantą w drugim zbiorze poezji E. Dymowskiego „Wołanie głębin”. Nadzieja ta niekiedy przybiera kształt marzeń dziecięcych, które personifikuje postać Anioła Stróża. Marzenia dziecięce, ufne, pełne wiary naiwnej, skrzyżowane są z tęsknota serca szukającego Boga. W sytuacji zwątpienia, zagubienia, pomieszania pojęć, w rozpaczy i w ciemności szukania, ta mała wiara dziecinna wychodzi naprzeciw, ona pomaga przezwyciężyć mrok nocy dojrzałego umysłu, oswoić i znieczulić ból i wypełnić sobą świadomość pustki. Przypomina to bardzo fideistyczną postawę wiary ks. Jana Twardowskiego, który zdumionemu ateiście oświadcza: „Ja ksiądz - wierzę jak dziecko” (Nie przyszedłem pana nawracać). O. Eligiusz Dymowski, który szuka Boga „w zagubionych dłoniach małych ludzi i w wierszach wyklętych poetów” dziwi się, kiedy pod jego okno „przychodzi ciągle Anioł Stróż”.

      Apologia postawy dziecka wobec niepojętych tajemnic i przepastnych głębin życia, fascynujących zmysły, niedocieczonych rozumem, wydaje się być jedyną szansą i sposobem wyjścia z psychicznych opresji. Prostota tej postawy jest „bramą do raju”, nawet zakorzeniona w poezji upodabnia się do „uśmiechu dotkniętego miłością”.

      W tej sytuacji psychicznej, bohater liryczny wierszy E. Dymowskiego jest bardzo blisko nastawienia Ewangelii św. Mateusza, w której Jezus stwierdza, że „jeżeli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (18, 3-4).

      To prawda dziecięcej postawy zderza się z prawdą dorosłego człowieka, która zadaje cierpienie: „prawda, choć boli - pozostaje prawdą” (Wszystko jest cieniem). Jedynym zatem sposobem wyjścia jest zawsze ufność dziecka:

                        to nic, że boli serce

                        to nic, że łzy

                        zawsze być sobą

                        i tak jak dziecko niewinne

                        z a u f a ć

                                                            (Zaufać)

      Jednak marzenia dziecinne, które zdawało się - tak skutecznym były pancerzem i tarczą przeciw zwątpieniu i lękom dojrzałym, muszą ustąpić życiu dorosłemu, które wyrażać się ma wieczną tułaczką szukania siebie i swego miejsca w doczesnej egzystencji. Ten wiersz zapowiada nową postawę bohatera lirycznego: przyjęcie kondycji wiecznego tułacza:

                        i na wieczną tułaczkę wyruszyć w nieznane

                        zostawiając za sobą plik marzeń dziecinnych

                                                                        (Z rozmyślania o życiu)

      Kierunek tej tułaczki wyznacza Nadzieja, ta sama, którą opisywała Emily Dickinson, otwierająca obszerny wybór wierszy poety. Nadzieja zanurzona w egzystencji doczesnej, ale wybiegająca daleko w przyszłość, w czas eschatologii, mierzony wiecznością i w tym wymiarze szukająca wyjaśnienia wszystkich spraw, zasłoniętych woalem tajemnicy w doczesnym tu i teraz człowieczego losu.

                        I ty

                        zabłąkany wędrowcze

                        z przemoczoną do suchej nitki wiarą

                        z podartym plecakiem

                        w którym dźwigasz tylko nadzieję

                                                            (Zamyślenia górskie)

      I dalej, tak jak w innym wierszu:

                        moja egzystencja

                        to systematyczny

                        bieg czasu

                        ku Nadziei

                                    (Istnienie)

      Jednakże, ta postawa wędrowca przez życie, nie broni przed cierpieniem. Wręcz przeciwnie: wyzwala coraz pełniejszą jego świadomość: „mój krzyż ma długie ramiona”. Świadomości cierpienia towarzyszy obecność śmierci. Eligiusz Dymowski personifikuje jej obraz ukazując „bladą staruszkę, stojącą samotną za oknem i dygocącą z zimna”. Takie ujęcie odziera śmierć z tradycyjnie ukazywanego majestatu grozy, odbiera jej królewskie berło wszechwładnej potęgi, prezentuje jej kruchość i słabość, budzące jedynie litość i współczucie.

      Śmierć, wprawdzie niewyeksponowana, znajduje wielokrotną realizację w wierszach poświęconych zmarłej matce, siostrze, poetom przeklętym, ofiarom męczeństwa w Katyniu, bohaterom polskiego Grudnia 1970 roku.

Wiersz „Na białych dłoniach” dziwnie (i szczęśliwie) odbiega od ogólnej tonacji bólu i rozterki wewnętrznej. Jest wyrazem spokojnej, kapłańskiej wiary, manifestacją niewątpliwie prawdę o istocie Eucharystii.

      W wierszu „Muza” poeta zdaje się wyrażać swoje zakłopotanie z powodu zainteresowań poetyckich. Uważa, że tego typu „świeckie zajęcie” nie przystoi zakonnikowi franciszkańskiemu.

                        Poezja jak nitka

                        u podartej koszuli

                        zaplątała się

                        w kieszeni mojego habitu

      Znamienne, że w wierszu „Ars poetica” E. Dymowski porównuje  podobnie poezję z nitką:

                        wiersz najpierw rodzi się w sercu

                        potem przekształca się w myśl

                        z której snuje się

                        atramentową nitką

      Poeta nie przecenia swoich możliwości artystycznych, ma pełną świadomość ich wtórnej racji, funkcji psychoterapeutycznej dla wyrażenia swego wnętrza. Wiersz „Biblio Święta”, zamykająca wybór wierszy z tomu „Wołanie głębin”, litanijnymi wersetami bardzo przypomina nam hymn na cześć Biblii Romana Brandstaettera:

                        Biblio Święta

                        Siostro moich natchnień

                        Piastunko myśli

                        Czarodziejko stworzeń

                        Jakimi słowami

                        mam dziś nazwać Ciebie

      Znów do głosu dochodzi naiwna, ufna wiara dziecka, przyjmująca literalnie i bez zastrzeżeń każdą literę Księgi Objawienia.

Tytuł kolejnego zbioru wierszy E. Dymowskiego „Krople nadziei” sugeruje wyraźnie podniesienie minorowej tonacji utworów o stopień wyżej, zapowiada nuty konsolacji. Jednakże bliższe przyjrzenie się zawartym w tomie utworom nie bardzo może potwierdzać te sugestie.

                        Rozdałem wszystkie rzeczy

                        albo raczej

                        wyrzekłem się ich

                        aby kontemplować niebo

                        boję się tylko myśli

                        które

                        zatrzymałem dla siebie

                                                (Z rozmyślania)

      Percypujemy w tym utworze, otwierającym wybór wierszy, wyraźnie dwie postawy bohatera lirycznego: jedną - zewnętrzną, manifestującą publicznie pełną ascezę, ofiarność i wyrzeczenie - ortodoksyjną postawę zakonnika, drugą - bolesną prawdę swego wnętrza, kamuflującą rzeczywisty obraz człowieczy, a tym samym demaskującą kształt tej pierwszej, oskarżającą ją (w podtekście) o fałsz i nieszczerość.

      Tutaj znajduję tytułowy wiersz całego zbioru „Tęsknota do bezimienności”. Utwór ten zasygnalizowałem już przy analizie obrazu na okładce. Teraz pragnę spojrzeć na niego raz jeszcze w kontekście polemiki z autorem Posłowia Marianem Kisielem, który uważa, że „wiersz przywołuje obraz upadającego pod krzyżem Chrystusa”. Bałbym się takiego stwierdzenia, uważam je za zbyt śmiałe, za mało uwiarygodnione. Zresztą Marian Kisiel ma świadomość pochopności swego sądu, skoro w tym samym zdaniu konkluduje, że ten wiersz przywołujący obraz upadającego pod krzyżem Chrystusa „nie chce być wyłącznie ilustracją tego obrazu”.

      Osobiście jestem bardzo daleki od próby takich porównań. Dla mnie bohater liryczny „Tęsknoty do bezimienności” ukazuje wyłącznie upadek i słabość człowieczą, związaną z „dotykiem ziemi”, która przyciąga bardzo mocno, zanurza w mule egzystencji i nie pozwala mu łatwo się z niego wyzwolić, choć ma „niebo nad głową”. Możemy w tym przypadku mówić również o dwóch postawach, o dychotomii uczuć i doznań: jedną postawę nazwałbym geocentryczną, związaną ze zmysłowo-materialną stroną fascynacji życia, ta zdaje się dominuje nad słabością natury człowieczej; drugą - transcendentną, zamarkowaną zaledwie pragnieniem i tęsknotą, usiłującą wydobyć się z przemożnej władzy tej pierwszej. Sygnalizując urywanymi elipsami, odpryskami refleksji niby kilkoma kreskami, E. Dymowski maluje swój rzeczywisty autoportret, a może także portret właściwy każdemu człowiekowi. Byłoby to zgodne z konkluzją św. Pawła w Liście do Rzymian: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro: bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie” (7,18).

      Takie utwory jak „Psalm niepewności”, „Autentyczność”, „Przemiany”, podejmujące i manifestujące ton cierpienia i lęku przed samym sobą (może przed prawdą o sobie), postulując konieczność dekamuflacji i odkłamania, odrzucenia pozorów, zdjęcia masek wyrażają nadzieję, że „dopiero po drugiej stronie” znajdą pełne zrozumienie życia. A zatem autor tych refleksji milcząco zakłada, że życie w doczesnej egzystencji nie da się logicznie wytłumaczyć, że stanowi wielką (nieraz absurdalną) niewiadomą, irracjonalne „iks”, którego wartość i wielkość objawią się dopiero w wymiarze transcendentnym, tj. po śmierci. Ta nadzieja, przebijająca przez powłokę wszystkich niemal wierszy z większą lub mniejszą siłą, utrzymuje podmiot liryczny jak na chybotliwej linie nad przepaścią ostatecznego zwątpienia i rozpaczy, utrzymuje przed tragicznym skokiem w tę przepaść.

                        Pod tą skorupą

                        jest serce

                        modlitwą zaklęte

                        co czeka cicho

                        na zmartwychwstanie

      W „Rozmowie ze św. Franciszkiem”, ziemia zostaje nazwana „Planetą rozpaczy”, a w „Rozmowie z Bogiem” wybucha skarga na „ból samotności”, skarga połączona z prośbą o „tęczę nadziei”.

Świadomość doskwierającej dotkliwie samotności, poczucie zagubienia, towarzyszy poecie również w „Wierszach rozproszonych”, zamykających całość tomu „Tęsknota do bezimienności”:

                        idę pustą drogą sam

                        zagubiony niemy cień

                        .........................

                        Pod stopami czuję że,

                        Mocny grunt zapada się

                                               (Piosenka o zagubionym człowieku)

      Samotny wędrowiec zapada się w muł ziemskiej egzystencji, przerażenie go ogarnia, gdy niebo nad głową znika z oczu:

                        jakże ciężko i jakże okropnie

                        gdy nad głową wygasa gwiazda

      W wierszu „Spowiedź” poeta daje szczerze wyraz swojej autokonfesji. Mówi wprost o odwadze decyzji dotyczącej wyboru życia duchowego:

                        Odważyłem się przyjąć tę Miłość

                        rozerwała serce

                        ....................................................

                        lecz dziwne drgania podpowiadają szeptem

                        że warto

      Ta decyzja zdaje się nie była wynikiem racjonalnego przemyślenia, była raczej przejawem intuicji, ale intuicji trafnej, sprawdzonej przez życie, choć przyjmującej na siebie wielkie ryzyko, stawiającej poetę w sytuacji ustawicznej walki o kształt samego siebie. Przyjęcie motta H. Ibsena o powołaniu, nazywającego go „nieodwracalnym potokiem”, zakłada nutę tragicznego determinizmu.

      W wierszu „Trzy cnoty” poeta zdaje się półświadomie polemizować ze św. Pawłem, który w swoim słynnym hymnie o miłości mówi, że ze wszystkich trzech cnót teologicznych „największa jest miłość” (Kor 13,13). Eligiusz Dymowski przeciwstawia miłości nadzieję i jej wyznacza rolę determinującą:

                        Bo czy cię może zbawić Miłość,

                        Jeśli w niej Wiara nie istnieje?

                        Dopiero razem połączone

                        W spokoju ducha tchną Nadzieję.

      Ta nadzieja każe w „Dniu Apokalipsy” widzieć powszechne pojednanie i katharsis ogólną ludzkości:

                        Kiedyś pomrzemy wszyscy

                        i będzie święto

                        woda i ogień podadzą dłonie

 

                        ..................................

                        wstaniemy inni

                        promienni czyści

      W „Ostatnim życzeniu” poczucie związków z ziemią, fascynacja życiem, nie dadzą się ukryć, owszem -wręcz przeciwnie - one właśnie wysuwają się na pierwszy plan. Zanurzenie w mule egzystencji doczesnej jest trwałym procesem, wyrwanie się z niego nie może odbyć się bez bólu. W ten sposób jest tu potwierdzona prawda o tragicznym rozdarciu natury ludzkiej w momencie śmierci. Podmiot liryczny przyjmuje tę prawdę bez buntu, nie okazuje rozpaczy, jedynie żal sentymentalny objawia się jako znak nieuniknionego pożegnania na zawsze:

                        A jeśli kiedyś będę musiał

                        na drugą stronę płynąć rzeki

                        pozwól mi jeszcze raz ostatni

                        łzę gorzką zabrać spod powieki

      Zauważmy: śmierć jest tu ukazana jako rzeka, którego drugi brzeg symbolizuje krainę pozagrobową, krainę wieczności. Ten obraz przypomina mitologiczną krainę greckiego Hadesu z podziemnymi rzekami, oddzielającymi od świata żywych Acheronem i Styksem, przez którą przewoził zmarłych na drugi brzeg ponury Charon.

 

II

 

      Ten anioł nie jest proweniencji niebieskiej. Zamiast skrzydeł i ptasiego puchu ma skórę i mięso. Jest ubrany w ciało. W ciało i krew. W ciało żywego, czującego człowieka. Jest z ziemi, nie z nieba. Jego nieodłączny rekwizyt - to walizka - symbol ustawicznej zmiany, ciągłych poszukiwań, szukania nowego miejsca albo szukania samego siebie. Ten anioł z ziemi, nie z nieba jest sentymentalny. Często płacze. Nad światem, nad ludźmi i nad sobą. Chyba nad sobą najczęściej.

      Takie refleksje nasunęły mi się po lekturze kolejnego tomiku o. Eligiusza Dymowskiego „Cierpienie anioła” (Rzym 1995). Poeta przedstawia sobą oryginalną indywidualność twórczą. Jest osobą duchowną, zakonnikiem, księdzem, franciszkaninem, pełniącym wysoki urząd rektora (bodaj najmłodszym w Polsce!) Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów w Krakowie. Połączenie tych dwóch tak różnych postaw: kierownika uczelni duchownej i poety może wydawać się nieco dziwne i nietypowe. W przypadku jednak Eligiusza Dymowskiego nabiera szczególnego, atrakcyjnego waloru. Uniezwykla tę postać. Połączenie obu ról zupełnie odmiennej natury wyłamuje się ze schematu, wpisuje rektora WSD i poetę jednocześnie w kategorię osobowości oryginalnych, wrażliwych, potrafiących po franciszkańsku czuć i współtworzyć urodę tego świata.

      Ciekawe skojarzenie budzi okładka zbiorku „Cierpienie anioła”. Jest to fragment „Szkoły ateńskiej” Rafaela w stanzach watykańskich, prezentujący jedynie osobę Michała Anioła Buonarottiego, wspartego na wielkim kufrze podróżnym. Projekt graficzny pomysłu Kajetana Dzienisza znajduje usprawiedliwienie przez podwójne imię Michał Anioł, który mimo posiadanego tytułu „anioła” również był tylko cierpiącym człowiekiem i artystą, także piszącym wiersze.

      Zbiór otwiera wspomnienie „Z listów do Nieznajomej, albo monolog o sztuce”. Z krótkiej relacji (pisanej poprawną poetycką prozą) dowiadujemy się o mało znaczącym (rzekomo) incydencie związanym z „Kwiatami zła” Ch. Beaudelaire'a: o prośbie przekładu skierowanego do poety. W finale utrwalona została świadomość samotności.

      Ta świadomość (obok świadomości smutku i cierpienia) będzie nam stale towarzyszyć przy lekturze tego zbioru wierszy. Utwory w nim zawarte cechuje tonacja zdecydowanie minorowa, wyakcentowująca nastrój rezygnacji i smutnego przeznaczenia. Znamienne, nie ma w nich protestu przeciw przyjętej kondycji duchowej, nie płonie bunt, nie dławi gardła rozpacz. Podmiot liryczny przyjmuje swoją rzeczywistość osoby duchownej jako coś naturalnego, przyjętego z góry nakreślonym wyrokiem, godzi się z tym wszystkim, co go otacza i na co zostaje skazany i czego zostaje pozbawiony, ale niewątpliwie nie potrafi ukryć przed sobą i wyraża to w szczerych wierszach, że ta rezygnacja wiele go kosztuje, że płaci wysoką cenę za pogodzenie się ze swoim losem. W tytułowym wierszu zbiorku cofa się w przeszłość, pogrąża się w retrospekcję, jakby stamtąd oczekiwał pocieszenia i siły na dalszą wędrówkę życia:

                        Czym jest wspomnienie?

                        łza, co ukradkiem liczy czas miniony

      Wędrówka, której wizję przedstawiał już poeta w „Wołaniu głębin”, kiedy brał rozbrat z „plikiem marzeń dziecinnych”, staje się teraz nie tylko ośrodkiem jego zainteresowań, przyjmuje dominującą funkcję jego egzystencji doczesnej.

                        Znowu wyjedziesz na kilka lat

                        zatrzaskując drzwi

                                                (Anioł z walizką)

                        bo jeśli życie musi być wędrówką

                                                                        (Pielgrzym)

                        odchodzę...

                        moje życie związane cierpieniem

                        wspomną

                        kiedy będę aniołem

      Jako motto tych wierszy autor przyjął passus z Księgi Rodzaju o wyjściu Abrama z Ziemi Ur (12,1). Wędrówka Abrama z Charanu do Kanaanu symbolizuje kondycję każdego człowieka na ziemi, może być z pewnością uznana za wykładnię ludzkiego losu: wszyscy jesteśmy wszakże wędrowcami i pielgrzymami przez jałową pustynię życia do kresu, który w ostatecznym rachunku stanowi niepojętą tajemnicę. Eligiusz Dymowski przyjmuje tę wykładnię, podkreślając swoją poezją szczególny aspekt tej wędrówki: cierpienie. Cierpienie i samotność - to główne motywy tej twórczości, która w poprzednich zbiorkach wykazywała je nieśmiało, w „Cierpieniu anioła” wyeksponowała w pełni. Cierpienie i samotność, uczucie pustki, próżni serdecznej, której nic nie może zaspokoić, wspomnienie przeszłości minionej wyzwala żal, wyciska łzy. Najwyraźniej i najwymowniej ukazuje to wiersz pod znamiennym tytułem „Wenus odrzucona”. Już sam tytuł właściwie mówi wszystko. Opowiada o jakimś dramacie młodego serca, o odepchnięciu czyjegoś uczucia, o przekreśleniu czyjeś miłości:

                        Jeszcze ukradkiem

                        łza we włosach

                        jak smuga cienia zaplątana

                        łza? Skądże ona?

                        Już nie powróci

                        (bo i po co?)

                        żadnym wspomnieniem

      Poeta wspomina, ale kiedy wspomnienie za bardzo rozżali myśli, nakazuje sobie wyciszenie tych wspomnień. Jednakże na samym dnie świadomości, jak osad na dnie kielicha, pozostaje żal niczym niestłumiony; żal, który rodzi pytanie:

                        tylko dlaczego miłość

                        musi być milczeniem

      Wścibski badacz wierszy, wypełniający ten zbiór, mógłby doszukać się więcej takich aluzji, których abstrakcyjny kruszec retrospekcji można by było przemienić na jednobrzmiący metal uczucia adresowanego do konkretnej osoby, w większości przypadków - do kobiety. Znalazłby bez trudu w imiennych dedykacjach. A to może być w końcu zawodne. Stąd też wydaje mi się, że byłby to zabieg z góry chybiony, że sprowadziłby całość badań i analiz na płytkie manowce miałkich komeraży. Spuśćmy zatem na to zasłonę tajemniczej dyskrecji i milczenia.

      Spróbujmy określić poezję Eligiusza Dymowskiego na podstawie przedstawionych pięciu zbiorków (cztery w wyborze). 

      Bez obawy popełnienia pomyłki można z pewnością stwierdzić, że wiersze autora „Cierpienie anioła” są wygrywane na jednaj powtarzającej się tonacji. Jest to tonacja elegijna. Jest to elegia o samym sobie, bo między bohaterem lirycznym tych wierszy a poetą można bez wątpienia postawić znak równania. Te wiersze nie pretendują do miana nowoczesnych. Nie silą się na zaskakujące obrazy, odkrywcze metafory. Można je uznać za „tradycyjne”, nie wychodzące poza młodopolskie schematy. W ich prostych słowach kryją się jednak skomplikowane i bolesne prawdy o trudnym, ale możliwym do udźwignięcia ciężarze powołania.

 

III

 

      Ostatni zbiór poetycki Ojca Eligiusza, przygotowywany do druku, nosi tytuł „W poczekalni świata”. Wymowne jest znów motto do tych wierszy. Są to słowa Petera Hüchla i brzmią następująco: „Pamiętaj o mnie szepcze proch”. Znajduję tutaj wyraźną opozycję: zderzenie dwóch postaw: z jednej strony troska i zabieganie o utrwalenie siebie, o zachowanie w pamięci potomnych, z drugiej - świadomość swojej ludzkiej, kruchej, przemijającej istoty. Można to również zinterpretować jeszcze inaczej: fascynacja pięknem świata i urodą życia, przeciwstawiona sentencji biblijnego Koheleta, że wszystko to „marność nad marnościami i pogoń za wiatrem”. Myślę, że między tymi dwoma biegunami można uplasować całą twórczość autora „W poczekalni świata”, a szczególnie tom, noszący ten tytuł.

      W omawianym zbiorze powracają tony i obrazy zawarte w poprzednich poetyckich książkach: motyw wędrówki „anioła z walizką” przez życie, motyw samotności, motyw cierpienia i nadziei. Już pierwszy wiersz nie pozostawia pod tym względem żadnej wątpliwości:

                        Samotność wrosła w moje ciało

                                                                              (Pieśń wędrowca)

      Zamieszczone pod wierszami nazwy miejscowości są dobitnym dowodem permanentnie podejmowanych wędrówek; „anioł z walizką” - to duch niespokojny, zmienia raz po raz miejsce swego pobytu, przesuwa się z jednego ośrodka azylu do drugiego, wędruje przez Hiszpanię, Włochy, Grecję, przybywa do Ziemi Świętej. W poszczególnych miejscach chwilowego zatrzymania się nie interesują go lokalne ciekawostki, nie kontempluje antycznych reliktów minionego czasu; wszędzie (a kolejne wiersze są tego dowodem), prowadzi dialog z samym sobą, toczy walkę ze swymi rozterkami, wzorem Jakuba nad rzeką Jabbok mocuje się z aniołem swego losu czy przeznaczenia. Przeprowadza też raz po raz szczery (aż do bólu) rachunek sumienia nad samym sobą, nad swoim ustosunkowaniem się i postawą wewnętrzną, analizuje własne relacje do tego, co jest jego najbardziej osobistą i najważniejszą domeną rzeczywistości doczesnej: do swego powołania duchowego.

                        Jakże się często zawstydzam

                        nad życiem moim, co pieśnią

                        powinno być czystą jak kryształ

                        modlitwą przybitą do Krzyża

                                                            (Powołanie)

      Wiersze zawarte w ostatnim omawianym tomie cechuje znaczna dojrzałość artystyczna, większa dbałość o precyzję wyrazu, troska o artystyczną formę przekazu myśli i choć trafiają się czasem przypadki miałkości słowa (a trafiają się one również nawet najlepszym cyzelatorom i obrabiaczom słowa), muszę przyznać, że ze szczerą satysfakcją percypowałem utwory zawarte w tym tomie, smakując trafność dobranych metafor i sugestywność licznych, syntetycznie ujętych obrazów, zamkniętych w ramach elipsy wersów. Takie wiersze jak „W Dachau”, „List do Przyjaciela z Zachodu” (doskonała peryfraza: „życie zamknęło się w codziennym oglądaniu portfeli”), pozwalają wierzyć i mieć nadzieję, że poeta przełamie zaklęte koło swojego autotematyzmu i wyjdzie śmiało na szeroki gościniec zobiektywizowanej wypowiedzi o świecie, bo z pewnością ma wiele do powiedzenia.

      Wiersz „Spór z Afrodytą” wyraźnie koresponduje z wierszem „Wenus odrzucona”. Zmiana bóstwa rzymskiego na greckie jest tylko cichym kamuflażem, ale ta zmiana (w przypadku analizowanych wierszy) znaczy bardzo wiele. Wykazuje zdecydowanie większą dojrzałość artystyczną w przekazie i większy emocjonalnie dystans do dawnego uczucia. W „Wenus odrzuconej” dominuje w obrazie sentymentalna łza wspomnienia, w „Sporze z Afrodytą” jest twarda świadomość męskiej decyzji, nawet ostra ironia w ukazaniu ludzi oskarżających Boga... Ta ironia może być trafnym kamuflażem, obroną przed postawieniem przysłowiowej kropki nad i.

      W innych wierszach ta twarda męska świadomość ulega skruszeniu, znów do głosu dochodzi tonacja słabego, cierpiącego człowieka, która jednak broni się przed płaczliwym sentymentalizmem i nie dopuszcza do głosu żalu nad sobą.

                        Rozkołysz łany zbóż dojrzałe

                        by wystarczyły na czas głodu

                        a burzę srogą przemień w dobroć

                        i uwierz w trzciny nadłamane

                                                (Zanim nastąpi koniec)

      Dwie pierwsze linijki mogą stanowić aluzję do biblijnego głodu w krainie faraona za czasów Józefa, mogą być również ukrytym podtekstem odnoszącym się do człowieka głodnego duchem. Ostatnia linijka, nawiązująca bezpośrednio do pierwszej Pieśni Sługi Jahwe Deuteroizajasza, kryje w podtekście smutną kondycję duchową człowieka, szarpanego bólem doczesnego życia. Jednakże kamuflaż ten, osadzony trafnie w obrazach biblijnych, jest możliwy do odkrycia tylko temu, kto zna wiersze z poprzednich tomików, i tylko ten wówczas może odkryć właściwą intencję przekazu.

      Tytułowy wiersz „W poczekalni świata” łączy wyraźnie eklezjastowską maksymę o marności wszystkiego z sentymentalną zadumą nad rozłąką z urodą i pięknem życia. Przypomina treścią List Z. Herberta do R. Krynickiego:

                        Może zostanie po nas kilka wierszy

                        garść nienazwanych uczuć

                        .........................................

                        i uśmiech chryzantem

      Teksty Eligiusza Dymowskiego nawiązujące do paraboli pisanych prozą poetycką (w tym też można widzieć inspirację Z. Herberta) należy uznać za ciekawe i na ogół trafne, choć zdarzają się, moim zdaniem, sformułowania wymagające zdecydowanej  korekty lub wręcz ostrego ołówka. Tak się rzecz ma z pięknym utworem „Maria Magdalena”, otwartym sugestywnym obrazem kobiety przed lustrem. Ale zdanie, zaczynające się od słów: „Owijając twarz w delikatne dłonie”, zaczyna w mojej percepcji zgrzytać nieco przesadną ckliwością.

      Obraz „Pokutnika” odbieram jako replikę Wędrowca á rebours. Wydaje mi się, że poeta próbuje dokonać samokrytycznej oceny takiej postawy, której nie deprecjonuje bynajmniej, ale ukazuje w wymiarze ambiwalentnym. W „Pożegnaniu, albo doświadczeniu Światła” znajdujemy znaną nam już tonację retrospekcji, melodię wspomnień minionej przeszłości i przekonanie (również znane), że „po tamtej stronie” uzyska się należną rekompensatę za stracone w doczesnym życiu wartości, a pointa wykazuje rezygnację i cichą zgodę na Los! „Rozmowa z muszlą” niesie sugestywny koloryt emocjonalnego ciepła. Ukryta w obrazie morskiej muszli pochwała przyjaźni, która musi i powinna w tym przypadku zastąpić miłość, brzmi przekonywująco, pokazując dwoje ludzi złączonych uczuciem, którym nie dane jest spędzić życia we dwoje.

 

*       *       *

 

      Podsumowując całość wypowiedzi trzeba podkreślić, iż twórczość Eligiusza Dymowskiego jest dla czytelnika interesującym spotkaniem ze światem poetyckiej wyobraźni. I chociaż, jak to w przypadku wielu dziś poetów, znajdziemy w niej utwory bliskie terminologii ks. Twardowskiego (w przypadku Dymowskiego mogą i być powienny zastąpione przez bardzie sugestywne i artystycznie trafniejsze, bo stać go na to), wypada więc życzyć autorowi dalszego literackiego rozwoju, aby kreślił tym samym coraz wyraźniej zdecydowaną i dojrzale artystyczną poetycką indywidualność.

 

Tadeusz Zwilnian Grabowski

Pierwodruk: „Radostowa”.
Ilustrowany Miesięcznik Społeczno-Kulturalno-Literacki,
nr 4 (2000), s. 24-27.

Strona główna >>