Moją
miłość
dotykają
inni...
Odgarniają
rozsypane
gałązki
z
czoła
scałowywując
białe
mgiełki
rozkoszy.
A
ona
gibka
brzoza
drży
listkami
w
powiewie
ciepłego
wiatru.
Na
pewno
jest
wtedy
szczęśliwa
i
zapomina
na
chwilę
o
samotnym
istnieniu.
O
burzach
i
huraganach,
które
spadną
kiedyś.
Cieszy
mnie
jej
radość
więc
przynoszę
ukochanej
kolorowe
muchomory
nocą
głęboką
i
rozstawiam
dookoła
w
mozaice
miłosnych
kropek.
Patrzę
ścieląc
srebrny
blask
jak
śni.
Słychać
krążące
soki
myśli,
zamknięte
w
snach
o
słonecznych
miłościach.
Nigdy
nie
odnalazłem
tam
siebie.
Z
tej
rozpaczy
niknę
obolały
i
okrywam
twarz
chmurnymi
nastrojami.
Lecz
później,
po
raz
ostatni
oplatam
ją
spojrzeniem
i...
przecież
to
niemożliwe!
Ta
biel
aż
niewinna
w
delikatności
zieloniutkich
listków
-
nie
nie
nie!
Coś
mi
się
pomyliło?...
To
zazdrość
ciemnej
strony
duszy
snuje
myśli
krzywdzące!
I
pęcznieje
we
mnie
słońce,
zapełniam
się
tym
samym
blaskiem,
który
tak
kocha.
Moją
miłość
przywitają
rano
kapelusze
najwspanialszych
borowików
od
tajemniczego
wielbiciela
zrośnięte
trzykrotnym:
PRZEPRASZAM
PRZEPRASZAM
PRZEPRASZAM
Zaszumi
zdumiona
niezwykłością
i
nawet
nie
pomyśli
o
mnie
wyciągając
gałązki
ku
słońcu...
|