Mchy
mówiły: "Ach, cóż
za złocistość?
Chyba będzie jaka
uroczystość".
Dzięcioł z dębem
rozmawiał znacząco,
że się cudo zdarzyło
na łące.
Potem poszły poszumy
trawami,
przyszła noc ze
wszystkimi gwiazdami,
wzeszedł księżyc
rumiany jak kucharz,
rzekł wiatrowi:
"Ty mi trawy
rozdmuchasz".
I rozdmuchał wiatr posłuszny
trawy,
zerknął z góry e nie
księżyc ciekawy,
a tam dziecko leżało w
sitowiu,
krasnoludek zrodzony w
nowiu.
Więc przywołać rozkazał stworzenia
stary księżyc i tańce,
i pienia
ku czci czynić dziecięcia
onego,
złocistego,
niewiadomego.
I świetlików ognistą
czeredę
witał strumień płynący
w dół.
A bór skrzypiał jak
szary kredens
pełen zajęcy i ziół.
|