Zaczekajcie w ciepłych domach i przy wonnych stołach,
Choć noc z głębin się nachyla z gwiazdą gwiazd u czoła.
Ta najcichsza, że z otchłani snu i wieków słychać,
Jak na żagwi siana w żłobku śnieżny nów oddycha.
A już gonty pozrywane, wrota uchylone –
Gdzie to dziecię... trzej królowie przyszli znów z pokłonem!
Zaczekajcie, czas nastanie i na dary królów:
One najpierw musi obejść tych co wyją z bólu.
Ono musi, gdzie pokotem na kamiennych płytach
Śpią bezdomni, by dzieciątko zziębnięte powitać.
I w podziemiach, gdzie na promyk czeka ktoś w zawale.
I gdzie się żałobą dzielą ogłuszeni żalem.
Musi być na wysokościach, w czarnych oknach bloków
Z tymi, co chcą z krzykiem runąć w przyszłość bez widoku.
Z tymi, co tak zabłądzili w śmieciach życia całkiem,
Że do ust unoszą z ziemi lepkie niedopałki.
Ono musi noc przepłakać pierwszą, z tamtym chłopcem;
Lęku noc – jak po przeszczepie z serce przeżyć obcym.
Z tymi być, co przed karą śmierci już matce złorzeczy.
Musi podać ziarnko światła, których nie uleczysz.
Wśród wyklętych i ściganych, toczonych przez zamieć,
Jak choinki połamane porzuconych w bramie.
Zaczekajcie syci, czyści – ono zdąży wszędzie:
Po kolei, to noc długa, do wszystkich przybędzie.
Niech lustrzane lśnią choinki, śpiew dziecięcy dnieje –
Ono idzie, bo co serce, to ludzkie betlejem.
Zaczekajcie w ciepłych domach, gdzie radość i miłość:
Ono przyjdzie,
Choćby we śnie –
A może już było?
|