Skarpetą do piekła
Kiedy rano do roboty
wpół do piątej zrywam się
na myśl o tym duma
mnie rozpiera.
Że sąsiedzi na przystanku,
nim nadjedzie PKS
znów z zazdrością będą
gapić się.
Nie żal krowy, nie żal świni
które poszły na ten cel
za to teraz pięknym
autem mknę.
I choć Walenty gada:
"Lepszy wiatr"
To syreną swą
do piekła gnam.
Na liczniku siedemdziesiąt
w bagażniku świnie dwie.
Z boku stara, z tyłu cztery kury
Niech ktoś mi powie,
że ma lepszy wóz,
którym dojedziesz
na targ polem.
Gdy asfalt pod kołami topi się
to wiesz, że syreną swą
że syreną swą,
syreną swą
przez wiochę mknę.
Dzipago
|