Czas w słoiczku miodu
Sporą część życia
puchatkowego zajmowały rozmyślania o czasie. To zabawne, bo
przecież czas niby tak sobie płynie niezależnie od
czegokolwiek. Jak
woda w strumieniu... Puchatek jednak, w swoim inżynierskim umyśle,
zawsze miał niejakie wątpliwości, czy upływ czasu jest aż
tak banalny i nieuchronny. Dlaczego czas ma płynąc tylko linearnie i zawsze w tę jedną stronę?
Misie o Bardzo Małym Rozumku nigdy
jakoś nie zgadzają się bezkrytycznie na banalne odpowiedzi na
banalne pytania. Misie
zawsze szukają dziury w całym. Uważają bowiem, że na każde
pytanie istnieje całe mnóstwo różnych odpowiedzi. Och...
wiadomo, jak takie dzielenie włosa na czworo drażni tych, którzy
mają swój świat klarowny i uporządkowany jak półeczka ze słoiczkami.
Powiemy od razu, Misie się za bardzo rozdrażnianiem publiki
nie przejmują. Misie, nawet te o Bardzo Małym Rozumku,
chcą po prostu zrozumieć, jak działa świat.
Już, jako niedorosłe misiątko,
Puchatek dowiedział się jak bardzo odległe są
gwiazdy. Uwielbiał się na gwiazdy gapić w leniwe wieczory.
Wylegiwał się latem na rozgrzanej po upalnym dniu łączce
nieopodal Chatki i gapił się w ciemniejące niebo.
Zdziwił się bardzo, że odległości do gwiazd mierzy się w
latach a nie w kilometrach. Kiedy zrozumiał, dlaczego tak jest,
uzmysłowił sobie natychmiast, że to gapienie się na gwiazdy,
to nic innego przecież jak podróż w czasie. Gapisz się i
przecież widzisz coś, co działo się przed milionami lat.
Dlatego też nie miał żadnego kłopotu ze zrozumieniem pojęcia
względności czasu. Dla Puchatka było jasne i oczywiste, że
gapiąc się na zegar oddalający się z prędkością światła
będzie widział cały czas tę samą godzinę.
Te rozmyślania o naturze czasu
doprowadziły naszego misia do zadawania sobie [i innym]
kolejnych banalnych pytań. Kiedy w Wielkiej Bibliotece
Bardzo Mądrych Książek wyczytał, że Wszechświat
istnieje w czasoprzestrzeni, gdzie czas miałby być jakimś wyjątkowym,
czwartym wymiarem, innym od pozostałych trzech, pomyślał
sobie, że to jest raczej głupie i nienaturalne. Jeśli przecież
idąc do Spiżarni możemy się swobodnie przemieszczać
w tych „normalnych” trzech wymiarach, to dlaczego
nie we wszystkich czterech? Niby dlaczego to tylko właśnie
czas przepycha nas z przeszłej sekundy w teraźniejszą, a
przyszłej sekundy jeszcze nie ma? Przyszła sekunda narodzi się
dopiero za sekundę? Wydawało mu się to kompletnie
nielogiczne.
Przez długie lata Puchatek
nie znajdował zadowalającej odpowiedzi. Kiedy dzielił się
tymi rozważaniami a to z Krzysiem, a to z Kłapouchym,
ci patrzyli na niego dziwnie, i pytali, czy nie ma ważniejszych
problemów. Jedynie Sowa Przemądrzała pozwalała się
wciągnąć w te dywagacje, ale przyznajmy, dość szybko
niecierpliwiła ją misiowata ignorancja. Niemniej, to właśnie
od niej Puchatek dowiedział się o kwantach, o istnieniu
czarnych dziur, o prawdopodobieństwie istnienia również białych
dziur antymaterii i o przypuszczalnej dezintegracji czasu w ich
wnętrzu. Pouczyła też Puchatka z pewną arogancką wyższością,
że Wszechświat ma najprawdopodobniej aż jedenaście wymiarów,
tylko niektóre są „zwinięte”, więc nic o nich
nie wiemy. To podsunęło Puchatkowi myśl, że czas
dlatego może być takim dziwnym wymiarem, bo jest „zwinięty”
tylko częściowo?
Potem jednak Sowa Przemądrzała
odleciała z Wielkiego Czarnego Lasu objąć jakieś ważne
stanowisko w Akademii Wszelkich Nauk i Puchatek
został znowu sam ze swoimi myślami. Zaczął więc znowu
odwiedzać Kustosza. Kustosz, co prawda na czasie
się nie znał, ale zawsze umiał podsunąć Puchatkowi
jakąś Mądrą Książkę na ten temat.
Puchatek, jak wiadomo, miał
zawsze jakieś niezwykłe przygody w tunelach. Szczególnie więc
zainteresował się tunelami, jakie można zbudować łącząc
czarną dziurę z białą. Przechodząc z plecaczkiem przez taki
tunel, można by odnaleźć tę nieistniejącą jeszcze przyszłą
sekundę! Idąc w przeciwną stronę można też powrócić do
tych sekund, które już przeminęły! Puchatka szczególnie
frapowało przypuszczenie, że w ten sposób zawartość
plecaczka mogłaby być samoodnawialna.
Ta cudowna właściwość tuneli
spodobała się Puchatkowi niewymownie. Postanowił więc
gruntownie to przemyśleć. Myślał więc Puchatek i myślał,
aż w końcu wymyślił coś, co Sowa Przemądrzała
nazwałaby bez wątpienia HIPOTEZĄ. Puchatek
efektów myślenia hipotezą nie nazwał, ale tylko dlatego, że
nie potrafi powiedzieć w jaki sposób jego pomysł można
sprawdzić albo wręcz udowodnić. Ale Puchatek pomyślał
sobie tak: Skoro te przyszłe i minione sekundy istnieją, to
zapewne może być tak, że czas jest fizycznym polem [to znaczy
czymś podobnym do pola grawitacyjnego], w którym wszystkie
przeszłe, teraźniejsze i przyszłe sekundy trwają zawieszone
jak słodkie drobinki w słoiczku z miodem. Czas wcale nie
„upływa”. Kwanty czasu po prostu istnieją
bezczasowo. A my tylko wędrując w tym polu napotykamy po
prostu różne sekundy, te, które akurat się nam przytrafią,
zupełnie tak samo, jak wybieramy łyżeczką porcyjki miodu ze
słoiczka.
Ta smakowita analogia uświadomiła
Puchatkowi, że zagłębiając się w te dywagacje
strasznie zaniedbał pracę nad konstrukcją samoodnawialnej półeczki.
Kto wie, czy Krzyś nie miał racji, pytając kiedyś o
te ważniejsze problemy?