Na dancingu tańczą goście,
Cygan na gitarze gra,
otwarł serce swe na oścież,
z ust melodia płynie ta:
Pod niebem chciałbym żyć,
z taborem chciałbym iść,
lecz ludziom muszę grać co noc, jak dziś.
Pod niebem chciałbym żyć,
z taborem chciałbym iść,
lecz ludziom muszę grać co noc, jak dziś.
Ludzie patrzą na Cygana,
podziwiają jego grę,
a on szepcze: ukochana,
jak ja strasznie męczę się.
Ty odjechałaś w świat,
z tobą cygańska brać,
a ja zostałem sam i muszę grać.
Ty odjechałaś w świat,
z tobą cygańska brać,
a ja zostałem sam i muszę grać.
Ach, któż go zrozumieć zdoła,
jego smutek, jego żal?
Goście bawią się dokoła,
a on wciąż spogląda w dal.
O, łkaj, gitaro, łkaj!
Płacz tak, jak płaczę ja,
serdecznym bólem łkaj, żałośnie łkaj.
O, łkaj, gitaro, łkaj!
Płacz tak, jak płaczę ja,
serdecznym bólem łkaj, żałośnie łkaj.
Zrozumiała ból gitara,
zakwiliła skargę swą,
zajęczała rozżalona
i wypadła jemu z rąk
I nikt nie słyszał już
cygańskiej skargi łez,
Cygan na zawsze znikł, gitara też.
I nikt nie słyszał już
cygańskiej skargi łez,
Cygan na zawsze znikł, gitara też. |